Ta łuna na wschodzie to wciąż słońce

Ambiwalentny hymn o rozpadającym się świecie utrzymany w pozornie lekkiej konwencji. Błyskotliwa krytyka bezsensu wojny z łomoczącymi w tle pytaniami o rolę losu i przeznaczania w życiu człowieka. "Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów", jak od dawna żadna inna książka, zadało mi mnóstwo bólu za pośrednictwem śmiechu, niefrasobliwości i absurdu. Być może dlatego, że nie da się ich wyabstrahować z emocji towarzyszących wojnie. Bez względu na to, czy właśnie się toczy, czy skończyła się niespełna 30 lat temu.

Jugosławia ulega rozpadowi. Trwa krwawa wojna, która wywraca do góry nogami życie milionów ludzi. Dotąd żyjące w zgodzie ze sobą grupy etniczne brutalnie konfrontują się i definiują swoją walkę o wolność, poczucie godności i przetrwanie. Każda z nich ma swoje przeznaczenie.

Co więc może się stać, gdy przypadkowo natykają się na siebie dwie grupy jednostek specjalnych armii chorwackiej i bośniackiej, z których obie realizują tajne misje? A co może się wydarzyć, gdy na dodatek obie strony postanawiają zmylić przeciwnika, przebierając się w mundury wojsk nieprzyjaciela? Dzieje się zdecydowanie więcej, niż intuicja jest w stanie podpowiedzieć.

Jak niewiele trzeba

Czytelnik zostaje porwany rydwanem absurdu, z którego trudno się wydostać. Nie tylko dlatego, że bohaterowie próbują ustalić kto jest kim, co prowadzi do sekwencji niedorzecznej komedii omyłek, ale również dlatego, że poznajemy całkowicie niebanalne historie każdego z członków jednostek, budzące szeroka gamę uczuć. Od bezgranicznego rozbawienia po uczucie głębokiego zażenowania.

Pierwsze spotkania z Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów mogą zmylić odbiorcę swoją wesołkowatością, prześmiewczą naiwnością, żołnierską rutyną niewybredności językowych. Jednak opowieść stworzona przez Borisa Dežulovicia jak w soczewce skupia surrealizm wojny i w sugestywny sposób odwołuje się do koncepcji nieuchronności losu lub odgórnie określonego przeznaczenia. Autor pokazuje, jak niewiele dzieli jednostkę od odmiennego biegu indywidualnych dziejów. Czasami jest to mgnienie oka, czasami spotkanie, które nie doszło do skutku, a czasami proste kilka słów, jak np.: Nie trzeba, ciociu Žužo.

Dežulović rytmicznie żongluje tempem akcji, to przyspieszając, to zwalniając. Naprzemienność narracji zwaśnionych stron i ich historii wprawia czytelnika w poczucie ogromniejącego chaosu, który skutecznie podsycany jest dygresyjnością treści. Nie mam pewności, na ile ten zabieg był zamierzony, ale znakomicie oddaje wizję wojny jako opowieści o ciasno splecionych ze sobą żywotach ludzi, sąsiadów, rodzin. Ponadto wiernie odtwarza relacje społeczeństwa, którego tożsamość ulega dezintegracji, a nabierające wagi przynależności etniczne redefiniują kategorię wroga i celu. Teraz przeciwnikami stają się ci, z którymi dotąd współdzielono szkolną ławkę, boisko piłkarskie, życie towarzyskie, handlowano czy witano i żegnano bliskich. Nagle, niemalże w jednej chwili, to wszystko traci na znaczeniu. I choć obecnie są sobie wraży, to nie da się ich usunąć z pamięci, z historii indywidualnych przeżyć, ponieważ zabieg ten zakwestionowałby autentyczność doświadczenia każdego, kto by dopuścił się takiego aktu.

Znamy się nie tylko z widzenia

Życiowe ścieżki członków obu grup specjalnych krzyżowały się w przeszłości. W bardziej lub mniej świadomy sposób. Choć teraz nawzajem polują na swoje życie, jeszcze niedawno niejedno ich ze sobą łączyło. Sytuacja, w jakiej się znaleźli, a także przyjmowane przez wojaków postawy stanowią osobliwy dowód na to, jak bardzo wojna rujnuje życia i umysły. Tworzy fałszywe mity o bohaterstwie, karmi nienasycone ego, stymuluje chore pragnienia i poronione fantazje.

Spodziewam się, że książkę Borisa Dežulovicia zupełnie inaczej się odbiera, gdy wojna ma dla czytelnika wymiar całkowicie abstrakcyjny, np. ze względu na upływ czasu i fizyczny dystans względem miejsca toczących się walk. Przypadło mi czytać Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów w okresie krwistego mroku, jaki przyciągnęła rosyjska agresja na Ukrainę. Kombinacja okoliczności wzbudziła we mnie mnóstwo mieszanych uczuć i zburzyła równowagę wewnętrzną, a poranną porą regularnie sprowadzała mi na myśl pytanie, czy ta łuna na wschodzie wciąż oznacza słońce?

Perspektywa tysięcy niepotrzebnie zmarnowanych żyć i gigantycznych tragedii, których nie obejmuję ani rozumem, ani wyobraźnią, w znacznej mierze zabiły we mnie dystans do książki Borisa Dežulovicia. Z anonsowanej przez wydawcę tragifarsy zostało jedynie poczucie tragedii. Bezbrzeżnej, bezdennej, nieskończonej wyrwy, która demonstracyjnie zionie i nie chce się zasklepić.

Świat na podobieństwo człowieka

Jak to jest, że nasze losy zwisają na cienkich sznurkach poruszanych przez chimerycznych idiotów, tchórzy czy psychopatów? Czy to sprawiedliwe tak bezpardonowo stawiać zwykłych ludzi wobec nieuchronności przegranej? Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów, choć nie wprost, zadaje wiele ważnych i aktualnych pytań. Obnaża namiastkę porządku świata urządzonego na wzór i podobieństwo człowieka. Rzeczywistość śmiesznie złą, kwitnącą niesprawiedliwością, brutalnością i ekstremalną niekonsekwencją w delegowaniu następstw stojących za splotem okoliczności, pozostających poza jurysdykcją jednostki.

Czy to właśnie nazywają przeznaczeniem? Ten wybór drogowskazów na cudzych skrzyżowaniach? To nie jest li tylko pytanie o przeznaczenie czy los, ale przede wszystkim o sens naszych poczynań, decyzji, wyborów i sekwencji następujących po nich rezultatów. O przykry efekt domina, efekt motyla, efekt śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową.

Nie powiem, czytając Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów, niejeden raz wybuchałem gromkim śmiechem. Tyle że każdy dźwięk z nim związany szybko napawał mnie wstydem i poczuciem klęski. Z pozoru łatwa, dynamiczna opowieść stała się drogą przez mękę. Nie dlatego, że jest źle napisana czy przetłumaczona. Wprost przeciwnie. Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów jak na dłoni pokazuje, że wszystko, do czego przywiązujemy taką wagę, na końcu drogi jest funta kłaków warte. A tym, co rozpętują wojny, w odpowiedzi powinno pokazywać się środkowy palec i krzyczeć z całych sił Иди на хуй. Bo nikt nie ma prawa walczyć o realizację swoich chorych ambicji cudzymi rękami.

Autor: Boris Dežulović – “Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów” | Przekład: Magdalena Wąs | Wydawnictwo: Wydawnictwo Akademickie SEDNO

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *