Kilka dni temu portal onet.pl opublikował tłumaczenie wywiadu Die Welt z Dževadem Karahasanem, bośniackim pisarzem, eseistą, dramaturgiem, a także krytykiem literackim oraz wykładowcą dramaturgii i historii dramatu w Akademii Teatralnej w Sarajewie. To miała być znacząca rozmowa z ważną postacią bośniackiego świata kultury, w którym Karahasan znany jest także ze swojej działalności dziennikarskiej, poświęconej głównie kwestiom tożsamości bośniackiej (więcej o z Dževadzie Karahasanie znajdziesz na stronie wydawnictwa Pogranicze). Miała, a czy była?
Z wielkim zaciekawieniem przystąpiłem do lektury wywiadu przeprowadzonego przez Annette Prosinger, jednak im dalej brnąłem, tym większą konfuzję odczuwałem. Z ust Karahasana padły bowiem słowa, które wzbudziły we mnie szerokie spektrum emocji, niekoniecznie pozytywnych. Pomyślałem jeszcze, że może to kwestia rzetelności tłumaczenia tekstu. Jednak wydźwięk wypowiedzi bośniackiego autora był dość spójny, trudno więc upatrywać nieporozumień w związku z jakością przekładu. W wywiadzie Dževad Karahasan poczynił szereg spostrzeżeń, które skłoniły mnie do polemiki, ponieważ mam problem z uczciwością i logiką jego refleksji.
Miłe złego początki
Obok ciekawych obserwacji związanych z wojną w byłej Jugosławii, a szczególnie z oblężonym Sarajewem, bośniacki pisarz dokonywał niezręcznych analogii do bieżącej wojny w Ukrainie. Zaczęło się niewinnie:
Co to są szkody spowodowane wojną kulturową?
Mam na myśli indywidualne doświadczenie świata, światopogląd, jaki przekazuje nam dana kultura, w tym stosunek do sąsiadów, którzy nas zaatakowali. Nie mogę wykluczyć z mojej tożsamości kulturowej elementów serbskich, chorwackich, rosyjskich, włoskich. Jednak z powodu wojny narzucono nam straszliwą logikę negatywnego kształtowania tożsamości. Dziś wielu uważa, że są dobrymi Bośniakami, gdy nienawidzą Serbów.
Tak jak teraz niektórzy uważają, że są dobrymi Europejczykami, jeśli odrzucają wszystko, co rosyjskie, z Dostojewskim włącznie?
To jest nie do zniesienia. A przecież Ukraińcy i Rosjanie są tak blisko związani, o czym wiemy nie tylko dzięki Gogolowi. Teraz jednak tożsamość ukraińska zostanie na stałe oddzielona od rosyjskiej. Doprowadzi to jedynie do ruiny, co widzieliśmy także w Sarajewie.
Wydaje się nie do zniesienia fakt tożsamościowego daltonizmu, jakiego dopuścił się w tej wypowiedzi Karahasan. Upatrywanie czegoś negatywnego w kształtowaniu się tożsamości wspólnoty narodowej, która po wielu latach powolnego progresu teraz wykuwa się tak bezwzględnie w dramatycznych i drastycznych okolicznościach, to dość oryginalny pogląd. Ponadto mówiąc o oddzielaniu tożsamości ukraińskiej od rosyjskiej, można dojść do wniosku, że dotąd pisarz rozpatrywał ją w kontekście jedności, co jest zwykłym błędem. Rozumiem jednocześnie pobrzmiewającą w tle obawę przed odpowiedzialnością zbiorową i jednoznacznymi identyfikacjami dobrej i złej strony. Spodziewam się, że możemy być świadkami takich nieprzejednanych ocen w przyszłości. Nie zapominajmy jednak, że zgodnie z wynikami niezależnego ośrodka badawczego Centrum Lewady, opublikowanymi 30 marca 2022 roku, aż 83% respondentów popiera działalność Władimira Putina (Więcej: 83 proc. Rosjan popiera działalność Putina. Dwie trzecie uważa, że Rosja zmierza w dobrym kierunku). Nie wiem, na ile można temu wierzyć, ale nie czułbym zdziwienia, gdyby rezultat ten odzwierciedlał rzeczywisty stan społecznych nastrojów w Rosji, do czego skłania mnie zresztą wstrząsający tekst Szury Burtina Delirium. Pytamy Rosjan, dlaczego popierają wojnę w Ukrainie. Bez względu na wszystko, tak bezkrytycznego podejścia do mordowania ludzi w imię swoich racji nie da się wytłumaczyć nawet informacyjną blokadą i cenzurą. Gremialność poparcia jest tak przytłaczająca, że trudno rozpatrywać rosyjską odpowiedzialność za wojnę w Ukrainie w innym kontekście jak zbiorowym.
Co łączy Rosjan i Ukraińców
Rosjanie i Ukraińcy są, a właściwie byli ze sobą związani przede wszystkim za sprawą przemocy, krzywdy i strachu. Bo wbrew temu, jak chcemy Rosję postrzegać, to nie tyle jest inna cywilizacja, jak mówi o tym Wiktor Jerofiejew w wywiadzie Pawła Smoleńskiego (Więcej: Wiktor Jerofiejew: Rosja w waszej optyce musi być Europą. Z jakiej racji?), ale już z pewnością inny krąg kulturowy, w którym obowiązuje całkowicie różna percepcja świata od tej, którą kultywuje Zachód. Co zresztą potwierdza tymi słowami:
Wyrośliśmy ze Złotej Ordy, azjatyckiej cywilizacji zdobywców i krwawych morderców. Rosja nie ma innych tradycji państwowych jak despotia. Najważniejsze, by kochać cara, być posłusznym chanowi, to wtedy, rabie, może coś dostaniesz.
– Wiktor Jerofiejew
Społeczeństwo ukraińskie, w większości dbające o swoją odrębność i państwowość, nie chciało być częścią tego świata, podawało w wątpliwość jego wartości i zaczęło zbliżać się do Zachodu. W moim odczuciu Ukraińcy doświadczyli i zapragnęli życia, w którym człowiek i jego decyzje mają znaczenie. Na to w putinowskiej wersji tyranii apologizującej zinstytucjonalizowaną przemoc nikt zaś liczyć nie mógł i nie może. Obawy Dževada Karahasana, że proces rozgraniczania tożsamości rosyjskiej od ukraińskiej zakończy się ruiną, są spóźnione. Potencjał katastroficzny tej wojny dokonuje żywota w wyjątkowo morderczy sposób, co mogliśmy zobaczyć w Buczy, Hostomelu, Borodziance, a teraz w Mariupolu i innych, niezliczonych miejscach w Ukrainie. Wojna zawsze jest katastrofą, ponieważ nie tylko sieje śmierć i pożogę, będąc źródłem powszechnej tragedii jej pośrednich i bezpośrednich uczestników, ale również stygmatyzuje kolejne pokolenia, komplikując dialog i pielęgnując resentymenty.
Ideologia, etyka i ucieczka od odpowiedzialności
Innym źródłem mojej konsternacji było połączenie kwestii prowadzenia dialogu i winy, jaką Zachód ponosi za rozpad byłej Jugosławii. Na pytanie Annette Prosinger, czy wojna nie zmieniła jego myślenia, odpowiedział tak:
W najmniejszym stopniu. Wszystkie cierpienia, których doświadczyłem w moim mieście, wszystkie straty, nie przekonają mnie, że broń jest lepszym środkiem komunikacji niż słowa.
To wszystko jest bardzo szlachetne i chętnie podpisuję się pod tą wypowiedzią. Jednak najpierw trzeba mieć z kim rozmawiać i dysponować równą pozycją w tej wymianie. Inaczej mamy do czynienia z monologiem i dyktatem żądań. Zresztą dziennikarka przytomnie zareagowała, mówiąc, że wojnę w Bośni i Hercegowinie zakończyła wojskowa interwencja społeczności międzynarodowej. Wówczas Karahasan stwierdził, że było już za późno na cokolwiek innego i dorzucił:
Nie zapominajmy, że Tudjman, Miloszević i wszyscy ci ludzie, którzy rozmontowali Jugosławię, byli ulubieńcami Zachodu. Gdyby Zachód nie wspierał tych ruchów nacjonalistycznych, nie doszłoby do wojny, a Jugosławia mogłaby nawet nadal istnieć.
Nie chcę się tutaj rozwodzić na faktem kto kogo popierał, bo wyszłaby z tego gruba książka, ale gwoli uczciwości powiedzmy sobie jedno – nie pokusa, inspiracja ani obietnica pociąga za cyngiel. Nic z tych rzeczy nie może być listkiem figowym dla faktycznych sprawców zbrodniczych czynów. Tak budowana narracja zwróciła moją uwagę na dwa aspekty. Pierwszy łączy się ze szczególną niechęcią do kwestii odpowiedzialności i jest związany z pewną formą wyuczonej bezradności. Poglądowi temu towarzyszy dojmująca nieobecność Rosji, której więzi z Serbią chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Drugi zaś zabrzmiał jak nieodzowny element narracji charakterystycznej dla kultury gwałtu: „zaatakowałem/am, ponieważ druga strona mnie do tego sprowokowała”. Tym samym dochodzimy do sfery delegowania odpowiedzialności na ofiarę. Zawsze bowiem pojawia się w retoryce sprawcy ten magiczny „ktoś”, kto odbiera możliwość racjonalnego myślenia, pozbawia trzeźwego osądu i namawia do złego. Od wziętego intelektualisty można by było spodziewać się bardziej wyrafinowanych argumentów i logiki dowodzenia własnych racji.
Jeśli jednak jeszcze macie mało, to dalej jest tylko lepiej:
A to, czego bardzo mi brakuje w społeczeństwach zachodnich, to właśnie zdolność postrzegania drugiego człowieka jako podmiotu. Żyjemy w świecie, który został zdeprawowany przez ideologię. Wojnę postrzegamy wyłącznie ideologicznie, a nie etycznie.
Być może Karahasanowi bardziej podoba się podmiotowość rodem z Rosji, o której uporczywie milczy, a którą Wiktor Jerofiejew tak bezpardonowo obnażył. Żałuję, że ani gospodyni wywiadu, ani Karahasan nie odnieśli się do kwestii braku wypowiedzenia wojny przez Rosję, czynnej i brutalnej napaści na inny kraj oraz łamania norm prawa międzynarodowego i licznych traktatów, konwencji i deklaracji, których stroną jest Kreml.
Zarówno władze w Moskwie, jak i media propagandowe utrzymują dyskurs o „operacji specjalnej” przeciwko nazizmowi, ale absolutnie wykluczają ze swojego repertuaru takie słowa jak: inwazja czy wroga napaść. W ten sposób eksponują bohaterstwo i niewinność przypisywane obrońcom chroniącym wspólnotę przed zagrożeniem. Słowo „wojna” pojawia się rzadko i to w towarzystwie przymiotnika „wyzwoleńcza”. W kontekście rosyjskiej ideologii wojna w Ukrainie ma wymiar słusznej, a nawet świętej, a jej sakralny wymiar podkreśla patriarcha moskiewski Cyryl I, który wspiera działania Putina oraz czyny rosyjskich żołnierzy.
W kontekście rozpatrywania raszyzmu warto też zwrócić uwagę na treść manifestu rosyjskiej agencji informacyjnej RIA Nowosti, pokazującej plany Rosji wobec Ukrainy:
To był manifest napisanym piórem jednego z politruków kremlowskich. Tam była mowa, że Ukrainę należy deukrainizować, czyli pozbawić Ukraińców tożsamości narodowej. Że należy reedukować ten naród, a ten proces ma trwać co najmniej przez jedno pokolenie. A więc mają wymrzeć ci Ukraińcy, którzy prowadzą tę wojnę. Natomiast „elity banderowskie” należy zlikwidować, czytaj: „wyeliminować, zastrzelić, zamordować”. Ponieważ na reedukację jest już dla nich zbyt późno.
– dr Agnieszka Bryc [w:] Inwazja zamieniła się w „świętą wojnę”. Ekspertka o propagandzie Kremla i trzech celach Putina
Zbrodnicza ideologia sklejona z dehumanizującym językiem pełni rolę wygodnego wytłumaczenia mordów i zniszczeń, których dopuszczają się rosyjskie wojska. Jednocześnie uspokaja i terapeutyzuje społeczeństwo, podkreślając słuszność podejmowanych działań i ściągając z barków obywateli dylematy z nimi związane. Ideologia motywuje i uzasadnia, daje poczucie sprawczości i sprawiedliwości, a także animuje i definiuje aksjologiczne imaginarium najeźdźcy, obwarowując ją warstwą repertuaru specyficznych symboli.
Czy patrząc na zbrodnicze działania Rosji wobec Ukrainy, Karahasan poszukuje symetrii w zakresie winy i odpowiedzialności? Czy naprawdę nie dostrzega okrucieństwa wojny, której bestialstwa sam doświadczył? Czy zapomniał, czym są ludzkie tragedie nią wywołane? W końcu, dlaczego uporczywie milczy na temat deprawującej ideologii Rosjan, podczas gdy znajduje przestrzeń na krytykę Zachodu.
Gdy potwór abdykuje z człowieczeństwa
Im dalej zapuszczałem się w treść wywiadu, tym bardziej miałem wrażenie, że mknie on w jakimś niedorzecznym kierunku. Przywołując przykłady wojny etycznej, pisarz sięgnął do starożytności i… niestety nie tylko:
Starożytni poeci potrafili myśleć etycznie: wróg jest człowiekiem tak jak ja. Niezliczoną ilość razy atakowano mnie za to, że twierdziłem coś całkiem nieszkodliwego: że Radovan Karadżić był człowiekiem.
Karadżić był przywódcą Serbów bośniackich prowadzącym wojnę i został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności przez ONZ-owski trybunał ds. zbrodni wojennych w Hadze. Powiedziałeś wtedy, że demonizowanie go było błędem. Czy dotyczy to także Putina?
Oczywiście. Zawsze mówiłem: nie róbcie z Karadżicia potwora. Jak można postawić potwora przed ludzkim sądem? Nikt nie obwinia lwa, gdy ten zabija. Radovan Karadżić, niestety, jest moim bratem, bo jest człowiekiem. Zarzucono mi, że usprawiedliwiam Karadżicia, ale to zupełnie niesłuszne. Tylko faszyści mogą twierdzić, że zrozumienie jest tożsame z przebaczeniem.
Bardzo to wszystko miłosierne, chociaż mało autentyczne i szczególnie naiwne. Mówienie o Radovanie Karadžiciu jako o potworze jest w pełni uzasadnione. Można też o nim mówić jako jednostce, która abdykowała z człowieczeństwa i w sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież wiemy lub domyślamy się, jakim człowiek potrafi być bydlęciem. Podstawowym problemem toku rozumowania zaprezentowanego przez Dževada Karahasana stanowią podniosłe i symboliczne paralele sięgające świata zwierząt, które pozwalają uciec od jasnego określania kto jest kim. Tymczasem Karadžić to morderca, który nie musiał zabijać, aby żyć. Jego modus operandi był motywowany celem, który chciał osiągnąć i wynikał z woli, nie z przymusu. Niestety i tym razem Karahasan stanął po stronie bankructwa odpowiedzialności i hagiografii wymówek.
Błąd założycielski
W moim odczuciu refleksje Dževada Karahasana o rosyjskiej inwazji w Ukrainie wynikają m.in. z rozpatrywania jej przez pryzmat własnych, specyficznych doświadczeń wojennych i związanych z nimi przemyśleń. Tyle że w zestawieniu relacji rosyjsko-ukraińskich z wojnami toczonymi w wyniku rozpadu byłej Jugosławii mamy do czynienia z zupełnie innymi historiami. Oczywiście, można szukać analogii, natomiast ze względu na skalę, kontekst, przebieg, a nawet wektory napaści mamy do czynienia z czymś całkowicie innym, czego ostateczny obraz dopiero powoli się wyłania.
Spektrum zbrodni i ich okrucieństwo na lata przekreślą kwestię, którą Karahasan podnosi w wywiadzie, a mianowicie sztukę rozmawiania, spierania się i życia z kimś, kto jest inny niż my. Na tym polega błąd założycielski intelektualisty. Bo nie o inność tutaj idzie, a o wybaczenie. Trudno zaś wybaczać czyn sprawcy, gdy ten nie tylko nie poczuwa się do winy ani nie odczuwa wstydu, lecz pławi się w krwawej dumie z dokonywanych rzezi. Można wybaczać dla siebie, własnego spokoju i dla tego, co jeszcze z życia pozostało. Jednak przebaczenie nie wyręczy pamięci, nie zamaże jej, nie pobudzi do patrzenia na napastnika w kategoriach czującej istoty. Zawsze będzie on potworem, gwałcicielem i źródłem rozpadu. Podobnie jak ci wszyscy, którzy byli i są bezkrytycznie dumni z odbierania innym ludziom życia oraz prawa do odrębnej identyfikacji. A wszystko w imię własnego poczucia niższości i apologii zwierzęcej, prymitywnej przemocy.
Pełna treść wywiadu dostępna jest tutaj: Dzevad Karahasan: żyjemy w świecie, który został zdeprawowany przez ideologię
Komentarze