Po co wyjeżdżać za granicę, kiedy mieszka się w raju? To jeden z powodów, dla którego wielu mieszkańców Dalmacji nie zdradza takich potrzeb. Poza tym znaczna ich część zajęta jest robieniem raju dla milionów turystów, którzy odwiedzają Chorwację. Towarzyszący temu proces westernizacji i komercjalizacji usług oraz samego społeczeństwa pędzi na złamanie karku, a tempo obserwowanej ewolucji jeszcze bardziej wzrosło w 2023 roku, kiedy kraj wszedł do strefy Schengen i przyjął euro.

Kwitnie handel, usługi, a nade wszystko branża turystyczna. Jednak prosperita napędzana turystycznym boomem ma swoje konsekwencje. Rosną ceny, zmniejsza się dostępność mieszkań, za to zwiększają się rozwojowe dysproporcje między regionami. Sami Chorwaci zaś coraz częściej mogą się czuć jak goście we własnym domu, czemu dają wyraz, m.in. poprzez napisy na murach i bramach w miejscach chętnie odwiedzanych przez turystów.

Trogir. Napis na bramie sprzeciwiający się masowej turystyce i korupcji w Chorwacji.
Trogir. Napis na bramie wejściowej wyrażający sprzeciw wobec masowej turystyki i mechanizmów korupcyjnych w Chorwacji. | Fot. Roger Weichert

Fuck tourists

Spojrzawszy na liczbę wizytujących osób, trudno się dziwić narastającej niechęci do przewalających się przez miasta, miasteczka i wsie tłumów wczasowiczów. Tylko w samym 2023 roku Chorwację odwiedziło 20,6 mln turystów [źródło: Rzeczpospolita]. Dla porównania przywołam raport chorwackiego Ministerstwa Turystyki z 2019 roku [źródło: Ministarstvo Turizma Republike Hrvatske], który przedstawia między innymi przepływ turystów na przestrzeni ostatnich dekad. W 1995 roku Chorwację odwiedziło 1,324 mln gości z zagranicy. W 2000 roku – 5,831 mln, w 2005 – 8,467 mln, w 2010 – 9,111 mln, a w 2015 – 12,683 mln. Skala wzrostu ruchu turystycznego robi wrażenie, ale może również budzić frustrację, niechęć i społeczny niepokój, który staje się nie tylko tematem dla lokalnych samorządów, ale zaczyna być palącym problemem nadającym ton publicznemu dyskursowi. Tym bardziej że klęska urodzaju już zaczyna zbierać swoje żniwa.

Lijepa naša Hrvatska

Niestety, nie taka lijepa, jak mogłoby się wydawać. Turkusowe wody Adriatyku, bujna roślinność parków narodowych czy zabytkowe mury miast i miasteczek zaczęły obrastać wianuszkiem architektonicznych maszkar produkowanych z myślą o ruchu turystycznym i profitach, jakie można zbić na przyjezdnych. Koszmarne dobudówki, doklejone piętra, dachy i daszki, kąciki i zaślepki, w miastach i poza nimi. Większość starannie wyszczerzona w stronę słońca i najchętniej z widokiem na morze, jeśli się da. Wygląda to horrendalnie i niezwykle przygnębiająco. Wszystko dlatego, że za ilością nie idzie jakość. Oczywiście pojawiają się też pięknie odrestaurowane lub zmodyfikowane domy z kamienia bądź nowoczesne, minimalistyczne wille. Jednak nie są one przeznaczone dla turystów o przeciętnych zasobach finansowych.

Zadeptane miasta

Coroczny influks milionów ludzi sprawia, że dla miejscowych ruch turystyczny staje się nieznośny. Dobrym tego przykładem jest wcześniej wspomniany Trogir. Nawet we wrześniu miasto pęka w szwach od przyjezdnych, a na pobliskim lotnisku pod Splitem czasami co kilka minut lądują i startują samoloty. Pomijam już fakt, że i tak większość turystów dociera tutaj autobusami lub własnymi bądź wynajętymi pojazdami.

Trudno się więc dziwić, że mieszkańcy dalmatyńskich miast (bo nie w samym Trogirze czy Splicie ruch turystyczny jest przytłaczający) mają pomału dość napływających mas ludzi, którzy pospiesznie przewalają się ulicami, okupują każdy zakątek, wdzierając się również w życie tych, którzy z owoców turystycznej popularności Chorwacji nie czerpią profitów. Jednak żądza wyższego standardu życia i mnożenia kapitału za sprawą rozwijającej się turystyki bierze górę nad potrzebą bardziej zrównoważonego życia, gdzie jest miejsce na wszystko i dla wszystkich.

Chciwość

Nie da się tego inaczej nazwać. Właśnie chciwość czyni Chorwację coraz mniej atrakcyjną, nie tylko dla jej obywateli. Koszmarna architektura i brak planów zagospodarowania przestrzennego wydają się najmniejszymi z problemów, z jakimi mierzą się Chorwaci. Adaptacja dotychczasowych mieszkań i domów lub budowanie nowych pod kwatery na wynajem przynosi negatywne rezultaty, m.in. w postaci rosnących cen najmu i zakupu mieszkań, co jest związane z ich zmniejszającą się dostępnością. Do tego nieruchomości w Chorwacji stały się łakomym kąskiem dla majętnych Europejczyków (i nie tylko), co jeszcze bardziej podnosi wartość nieruchomości.

Jeśli by wziąć na warsztat ogłoszenia z portalu croestate.com i wybrać apartament w Splicie, to za mieszkanie wielkości 60 – 70 metrów trzeba wyłożyć przeciętnie 390 717,5 euro (próba z 12 ofert spełniających kryterium powierzchni), co daje po kursie euro w wysokości 4,29 PLN zawrotną kwotę 1 676 178 PLN! Najtańsze mieszkanie o wspomnianej powierzchni kosztowało 265 000 euro, a najdroższe 623 610 euro. Oczywiście, rolę odgrywa dzielnica, odległość od morza, a także standard wykończenia. Jednak zestawiając powyższe ceny ze średnim wynagrodzeniem w Chorwacji, które według portalu tradingeconomics.com w marcu 2024 roku wynosiło 1 326 euro, można wyobrazić sobie frustrację, jaka trawi przeciętnie zarabiających Chorwatów. Według tego samego portalu w analogicznym okresie w Polsce średnie wynagrodzenie wynosiło 8147,38 PLN, co daje według kursu euro w wysokości 4,29 PLN 1899 euro [źródło: Trading Economics].

Widok na miejscowość Kali i wyspę Ošljak.
Kali, wyspa Ugljan. Mimo że na uboczu, to przybywa tu wielu turystów. | Fot. Roger Weichert

Można powiedzieć – no tak, ale Split to nie cała Chorwacja. W takim razie przenieśmy się do Osijeku w Slawonii, do regionu o jednym z najwyższych wskaźników depopulacji [źródło: Glas Hrvatske]. Za pośrednictwem portalu indomio.hr znalazłem w Osijeku 26 mieszkań odpowiadających tym samym kryteriom co w przypadku Splitu. Najniższa cena wynosiła 81 000 euro, a najwyższa sięgnęła 195 000 euro. Średnia zaś to kwota rzędu 153 846 euro, co przy kursie euro w wysokości 4,29 zł daje 659 999 PLN. Jak na główne miasto mocno wyludniającego się regionu ta kwota brzmi jak szaleństwo.

Powyższe wyliczenia potwierdzają tylko, że przeciętnie zarabiających Chorwatów zwyczajnie na takie mieszkanie nie stać. Poza tym wiedząc, że metodologia liczenia średniej pensji nie oddaje w pełni rzeczywistych dochodów większości społeczeństwa, to warto sobie uzmysłowić skalę narastającego kryzysu mieszkaniowego. Sytuacja jest poważna i stanowi jeden z tematów toczącej się obecnie kampanii prezydenckiej, która swój finał będzie miała w grudniu 2024 roku.

Mieszkania mogłyby być tańsze, ale wymagałoby to rozwiązań systemowych i zmiany mentalności. Bo jak pewnie wiecie, chciwość niejedno ma imię, o czym mogłem przekonać się na jedynej miejskiej plaży w Szybeniku. Okazuje się, że kąpiel tam jest darmowa, ale możliwość opłukania się z pozostałości po słonej wodzie już nie. Aby móc wziąć prysznic na otwartym powietrzu, trzeba zapłacić 20 eurocentów za oszałamiające 30 sekund ekstazy na publicznym widoku. Nie zapłacisz, zapomnij o wodzie. Na szczęście w Zadarze jeszcze na to nie wpadli.

Zachód słońca nad Szybenikiem i okolicznymi miejscowościami. | Fot. Roger Weichert

Kurczące się społeczeństwo

Wszechobecna drożyzna oraz galopujące ceny mieszkań nie dają poczucia stabilności i nadziei na spokojne życie, co ma wpływ na kurczącą się populację kraju. Jak podaje portal worldometer.info obecnie ludność Chorwacji wynosi 3 868 481 osób. Jeśli wierzyć prognozom wspomnianego medium, w 2050 roku liczba obywateli spadnie do 3 234 160 osób [źródło: Worldometer.info].

Jednak coraz mniej liczne społeczeństwo nie oznacza coraz mniej pracy. Ktoś musi obsłużyć idącą już w dziesiątki milionów coroczną rzeszę turystów. Ponadto Chorwaci nie chcą już wykonywać pewnych zawodów, nie tylko ze względu na wysokość wynagrodzeń, ale również na rodzaj pracy. Nie jest więc rzadkim widokiem, gdy za kierownicami miejskich i rejsowych autobusów spotkacie obywateli jednego z państw azjatyckich, np. Filipin, którzy dość licznie reprezentowani są też w gastronomii. Nie brakuje także Pakistańczyków czy Hindusów, którzy znajdują zatrudnienie w usługach budowlanych. Znaczna część z nich nie jest w stanie porozumieć się w języku chorwackim (np. kierowcy autobusów), co nie tylko utrudnia komunikację, ale i nawiązanie realnych relacji. To z kolei powoduje, że słabo się integrują i tworzą swoje mikrospołeczności pozostające w izolacji względem chorwackiego społeczeństwa.

Nadmorskie śmieci

Wzmożona turystyka to również bardziej obciążone usługi komunalne. Przez ostatnie trzy lata miałem okazję przyglądać się, jak miasta na wybrzeżu radzą sobie ze śmieciami, szczególnie tymi, które są generowane na plażach przez turystów. Na Istrii czy w Szybeniku wyglądało to bez zarzutu, w Zadarze trochę gorzej, ale to, co spotkałem w Trogirze i okolicznych miejscowościach, rozłożyło mnie na łopatki.

Gwoli sprawiedliwości, taki stan rzeczy świadczy przede wszystkim o turystach i ich zamiłowaniu do pozostawiania zbędnych śladów swojego istnienia. Puszki, papierki, folie, kartoniki, resztki żywności, egzemplifikacje czegoś, co kiedyś było odzieżą to dopiero początek. Jednocześnie śmietników jest jak na lekarstwo albo są przepełnione. Niestety śmieci stają się w okolicach Trogiru immanentną częścią krajobrazu, a władze samorządowe albo nie chcą zauważyć problemu, albo nie są w stanie sobie z nim poradzić. Tymczasem nic nie wskazuje na to, by liczba odwiedzających środkową Dalmację miała spaść. Można raczej spodziewać się odwrotnego trendu.

Preko. Zacumowany prom i turyści czekający na rejs do Zadaru. | Fot. Roger Weichert

W turystycznym potrzasku

Nie trzeba nad wyraz głęboko analizować danych, żeby zauważyć, że Chorwacja stała się ofiarą własnego sukcesu. W 2023 roku masowa turystyka przyniosła budżetowi państwa 19,6% PKB [źródło: Narodowy Banku Chorwacji], co czyni Chorwację najbardziej uzależnionym od turystyki krajem Unii Europejskiej. Wydaje się jednak, że władze nadal chcą eksploatować ten obszar gospodarki. Chociaż wzrastający sprzeciw mieszkańców miast i miasteczek nad Adriatykiem nie może już być zbywany machnięciem ręki. Politycy zaczęli na ten temat rozmawiać. Co z tej dyskusji wyjdzie, czas pokaże, ale pewne jest, że Chorwacja z sideł turystyki jeszcze długo się nie uwolni.